Kolejny dzień na Maderze napakowany był po brzegi pięknymi widokami, niespodziewanymi zdarzeniami i bardzo ambitnymi planami na zwiedzanie. Wynajętym autkiem przemierzyliśmy północną Maderę jadąc z malowniczego Porto Moniz, przez Sao Vicente do najwyższego szczytu Pico Ruivo (1862 m n.p.m.), żeby dzień zakończyć spacerem po najdalej na wschód wysuniętym półwyspie Madery - Ponta de São Lourenço. Uff! Zaczynamy!
Słoneczny poranek w Porto Moniz to chyba jedna z najpiękniejszych scenerii w jakiej kiedykolwiek mieliśmy okazję się budzić. Pierwszym więc punktem po śniadaniu (jako dygresję dodamy, że byliśmy jedynymi gośćmi w hotelu - uroki podróży poza sezonem) było wybranie się do naturalnych basenów, z których słynie ta miejscowość. Ze względu na bardzo wzburzone fale, część płatna (1,5 eur za wejście) była zamknięta. Odkryliśmy jednak nieopodal baseny "nieoficjalne", bezpłatne i tylko z lekko regulowanym brzegiem. Niestety ze względu na brak ręczników pod ręką i dość napięty plan nie udało nam się w basenie popływać, ale obiecujemy sobie, że jest to numer jeden na naszej liście rzeczy do zrobienia przy kolejnej wizycie na Maderze.
| Tak prezentowała się część płatna basenów. Jak widać fale zdecydowanie jej nie oszczędzały. |