Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 4 grudnia 2014

Wspominamy Algarve

Aura za oknem ostatnimi czasy przyprawia o dreszcze, stąd też ocieplamy nieco klimat relacją z Algarve. Trochę czasu minęło od naszej wizyty na południu Portugalii... Niemniej, oglądając zdjęcia z naszej podróży, od razu robi nam się cieplej. Masa zdjęć i filmów z GoPro przyczyniła się do "lekkiego" opóźnienia publikacji. Udało nam się jednak zebrać w sobie i przebrnąć przez ogromną ilość materiału. Na początek, nasze ostatnie dokonanie - krótki filmik podsumowujący wyprawę. Mamy nadzieję, że się spodoba, czekamy na opinie! :)




Przystanek pierwszy: Lagos


Kurortowe miasteczko z malowniczymi klifami. Plaże tutaj są bardzo małe i odgrodzone od siebie rudymi, wręcz czerwonymi klifami. Nie ma nic lepszego niż zanurzenie się w chłodnej wodzie przy 30sto stopniowym upale, na niemal bezludnej plaży. Bezludność tutejszych plaż nie trwa jednak zbyt długo. Trzeba pojawić się nad wodą najpóźniej ok. godz 8 lub 9 rano, żeby w spokoju i ciszy cieszyć się pięknymi widokami. Strach pomyśleć co dzieje się w tych miejscach w sezonie...

Praia Dona Ana
Farol da Ponta da Piedade

Przejścia między klifami to bardzo często wydrążone w skałach tunele, które łączą maleńkie plaże ze sobą. Wygodnie, chociaż czasem przechodziliśmy przez nie z rezerwą...


Przystanek drugi: Sagres - na krańcu Europy

Przylądek  Św. Wincentego (Cabo de São Vicente), czyli cząstka Europy najbardziej wysunięta na południowy zachód, zdecydowanie zapiera dech w piersiach. Bezkres oceanu, siła fal odbijających się o skały, brak jakichkolwiek zabezpieczeń i 60-metrowy klif… Podziwialiśmy przepiękny zachód słońca, na który przybyły tłumy turystów i fotografów. Po zachodzie rozległy się oklaski. Prawdziwy spektakl! 
W Sagres tylko Sagres!




Kolejnym punktem naszej podróży był spacer po Twierdzy Sagres (Fortaleza de Sagres). Miejscu, w którym niegdyś Henryk Żeglarz szkolił kartografów. Twierdza uważana jest za miejsce narodzin zamorskich podbojów Portugalii. Rozciągał się tam piękny widok na ocean i Przylądek Św. Wincentego.

Najciekawszym elementem spaceru okazali się być jednak rybacy, łowiący ryby tuż nad krawędzią klifu, za barierkami... Niestety większość z nich wyciągała z wody zielone roślinki zamiast ryb. Trzymamy więc kciuki. Za przetrwanie na klifach i owocne połowy.

Wchodzisz na własną odpowiedzialność...

Poniżej widok na Przylądek Św. Wincentego w oddali

Odnieśliśmy jednak wrażenie, że Sagres to miejscowość, która za wszelką cenę stara się zrazić do siebie turystów, lub nie doprowadzić do przesilenia i przesiąknięcia "kurortowością". Z jednej strony to dobrze, bo wciąż zostaje nieskomercjalizowaną, anty-kurortową enklawą, z autentycznym surferskim klimatem. Problemem jednak było to, że od godziny 20-stej w czwartkowy wieczór nie byliśmy w stanie znaleźć żadnego działającego sklepu, w którym moglibyśmy kupić podstawowe produkty na kolację. Za to co krok napotykaliśmy na całodobowe (!) sklepy ze sprzętem do surfowania… Znaleźliśmy też na kilka włoskich i portugalskich knajpek, lecz miasto zdawało się już smacznie spać. A może jeszcze się nie obudziło... 

Mimo tych drobnych niedociągnięć, miasteczko Sagres zdecydowanie nas urzekło. Może właśnie głównie przez swój "nieskażony" jeszcze klimat. Wystarczyło odjechać kilkaset metrów od "centrum" miasta, by natknąć się na niesamowite widoki...


Tego samego dnia udało nam się także odwiedzić kilka małych, nadmorskich miejscowości.
Poniżej kolorowe łódki w Carvoeiro.

Spacer po klifach był jedną z ciekawszych atrakcji jakie spotkały nas w tym miasteczku. A w zasadzie już na obrzeżach. Niesamowite widoki!
Albufeirze, najbardziej kurortowej miejscowości jaką odwiedziliśmy, domy niemal wyrastają ze skał... Ciężko było się nam tam uwolnić od nagabywaczy przy restauracjach, więc czym prędzej uciekliśmy na plażę.

W miejscowości Loule można na każdym kroku napotkać na sklepiki z uroczymi Azulejos.

Powoli zbliżamy się do końca tej części podróży. Czas ma kolejny przystanek, czyli Faro i okolice. Człapu, człap, wąskimi uliczkami...

Przystanek trzeci: Kierunek wschód -  Faro, Olhão, Parque Natural da Ria Formosa, Tavira

Z Faro zapamiętaliśmy głównie bocianie gniazda rozsiane po wszelkich słupach, dachach i bramach. Było ich mnóstwo!

Poza tym miasto nieco nieco rozczarowało. Urządziliśmy sobie więc dość długi spacer krętymi, nie zawsze czystymi uliczkami, gdzie nowoczesny styl przeplatał się z bardzo zaniedbanymi, starymi budynkami. Znalazło się jednak kilka ciekawych obiektów, które zdecydowanie dodały miastu kolorytu :) 


Parque Natural da Ria Formosa okazał się niestety lekkim rozczarowaniem... Zdaje się, że poza sezonem nikt się o niego nie troszczy. Przewracające się po ziemi plastikowe butelki, siatki czy pozostawione przez rybaków rzeczy zdecydowanie nie dodawały temu miejscu uroku. Wszelkie wspomniane w broszurach i przewodniku atrakcje jak zagrody psów wodnych czy hodowle ptaków okazały się być aktywne jedynie w sezonie. Szkoda... Niemniej, udało się nam wychwycić kilka smaczków, więc spaceru nie żałujemy. Szkoda tylko, że nie udało nam się natknąć na kameleona...

Kolejnym przystankiem była Tavira, z której wynieśliśmy fantastyczne wspomnienia. Wyruszyliśmy na początku na poszukiwanie najbliższej plaży. Na wschód od Faro plaże oddalone są od lądu ni to rozlewiskami, ni to bagnami, tworząc swego rodzaju wybrzeże dalmatyńskie. Dlatego często dostanie się na nie jest dość kłopotliwe. W przypadku plaży Ilha do Tavira była tam Mini-kolejka, która dowiozła nas na miejsce. Mimo, że była tak wolna, że prawdopodobnie szybciej dostalibyśmy się tam pieszo, nie mogliśmy się oprzeć samej perspektywie jazdy tym śmiesznym pojazdem. Po odwiedzeniu plaży, która przypominała nam bardziej wybrzeże Bałtyku niż Algarve (widać to na filmiku), i wypiciu najlepszego świeżego soku z mango pod słońcem, pojechaliśmy do miejscowości Tavira. Niestety nie mogliśmy tam spędzić tyle czasu, ile byśmy chcieli, ale na pewno kiedyś jeszcze tam wrócimy!





Urokliwa Tavira...

Wracamy do Coimbry!

Ostatni nocleg, będący jednocześnie naszym najlepszym AirBnb-nowym doświadczeniem, spędziliśmy w Evorze. Miasto zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie, więc z chęcią jeszcze tu wrócimy! Nasi hości również okazali się być przemiłymi ludźmi, przygotowując przepyszne śniadanie i opowiadając o najciekawszych miejscach w okolicy. 


Nasze cztery dni w Algarve możecie zobaczyć także na mapie poniżej, w menu można odznaczyć kolejne dni :)




To by było na tyle jeżeli chodzi o podsumowanie naszej podróży. Trzymajcie się ciepło! U nas coraz zimniej, ale jesień jest tak piękna, że nie potrafimy się na nią gniewać... ;)) Postaramy się niebawem wrzucić więcej zdjęć z jesiennej Coimbry. 

M&M



6 komentarzy:

  1. ahoj, żeglarze bez żagla i kropli wody , dobrych wiatrów w kolejnych odlotach............

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieknie dziękujemy ;)

      Usuń
    2. Proszę o pomoc - a wartość użytkowa - urocze Azulejos??
      i czy 'strzała' Taviry pomyka zimą?

      Usuń
  2. Azulezos przede wszystkim niosą chyba ze sobą najwiecej wartosci sentymentalnej, jako miła pamiątka z Portugalii ;) chociaż bezapelacyjnie pieknie wyglądałby na ścianie domu w większej ilości niż symboliczna.

    Co do strzały niestety pewności nie mamy, ale zapewne w portugalskich warunkach świetnie poradzi sobie zimą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Magnifique ! So beautiful !!! Thank you for this nice trip on the sea side... It gives new ideas of destinations ! =) Great great great !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Highly recommended destination! Especially at the end of season when there are not so many tourists around but still amazing weather.

      PS. When I'm looking at those pictures right now, it seems like a real fairytale from the past :D

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...